Buriacja. Kiedy otworzy się niebo…
Kiedy otworzy się niebo…
Obrzęd Otwarcia Bram Niebios w Ułan Ude, Buriacja, Rosja.
Na dworze jest pochmurno, choć mamy maj. Niebo usłane obłokami w różnorodnych odcieniach szarości, złowrogo zapowiada ulewę. Silny wiatr nie odstępuje. Idziemy przez miasto. Senne, puste, brudne. Czarne buty oblepił kurz. Pod stopami walają się śmieci. Atmosfera przygnębia, usypia. Betonowe budynki stoją niczym zimni strażnicy. To wszystko tak odbiega o wizji, która pojawiła się w mojej głowie jeszcze niemal pół roku temu…
"Był mroźny, styczniowy poranek. Temperatura ok. – 40 stopni. Mróz co jakiś czas próbował przebić się przez grubą warstwę ubrań, znaleźć miejsce, by uszczypnąć i tak już zmarzniętą skórę. Palce u rąk bolały od zimna. Buriacja. Serce Syberii. Za moimi plecami brama do Dacanu Iwołgińskiego – centrum rosyjskiego buddyzmu. Biała przestrzeń mieniła się przeplatana promieniami słońca i kolorami buddyjskiej świątyni. Kończyłam właśnie wizytę, lekko onieśmielona spotkaniem, z zapadniętym w stan nirwany, chambo lamą Itigiełowem, który .... usnął podczas medytacji w 1927 r. Do dziś jest niezwykłością, świętością, zachwyca. Jego ciała niemal nie dotknął rozkład. Stałam przed wejściem do kompleksu świątynnego, z zaprzątniętą myślami głową i wypatrywałam transportu do najbliższego przystanku. Nikt jednak nie wybierał się z Iwołgińska w stronę Ułan-Ude, a ja czułam, że powoli przymarzam do śliskiej powierzchni pod moimi butami. Przystanek znajdował się 5 km od dacanów. W okresie letnim, turystycznym, kurs autobusu jest przedłużony pod bramy świątyni. W styczniu nie ma takiej potrzeby, wszyscy chętni, by dotrzeć do kapłanów, otrzymać poradę, błogosławieństwo, prosić o łaski, jadą własnymi samochodami. Szłam więc poboczem, co jakiś czas odwracając się i machając ręką, aby złapać stopa do przystanku – co prawda 5 km to nie jest odległość, tu na Syberii, ale przy 40 stopniowym mrozie, ta perspektywa nabiera innego wymiaru. W czarnym, terenowym samochodzie, który się zatrzymał siedziała dwójka drobnych Buriatów w średnim wieku. Śmiali się swoimi wąskimi oczyma i zaoferowali podwiezienie do centrum Ułan-Ude. On Aleksander, ona … Swetłana…Jasny Kwiat…АРЮУНСЭСЭГ. Tak nazwali ją rodzice, członkowie wysoko postawionego rodu. I to styczniowe spotkanie z Арюунсэсэг, pod koniec maja, znów miało mnie zaprowadzić do Buriacji. Siedząc w ciepłym samochodzie, rozgrzewając zmarznięte palce rąk i stóp, popijając ziołową herbatę, którą zza siedzenia wyciągnął Aleksander, jeszcze o tym nie wiedziałam. Nie wiedziałam, ale Арюунсэсэг chyba już tak. Była szamanką. Ja za chwilę miałam wracać do Polski i już w niej zostać. Jeszcze nie wiedziałam, że to w Rosji zostanę przez kolejne 2,5 roku, a zima w Buriacji nie będzie moim jedynym wspomnieniem tego regionu. Swetłana dała mi swój numer telefonu i zaprosiła na obrzęd oczyszczenia. Gdy wysiadałam z samochodu, powiedziała: do zobaczenia wiosną. Uśmiechnęłam się tylko."
Jest wiosna. Końcówka maja. Znów jestem w Buriacji. Ale to nie jest miejsce, które sobie wyobrażałam – barwna kraina szamanów. Dziś jest szaro, ponuro, zimno, brudno. Coś wisi w powietrzu – natura nie pozwala o tym zapomnieć, coraz bardziej pogwizdując wiatrem. Idziemy, oddalając się od centrum miasta, po małych, zakurzonych uliczkach. Kluczymy między ciasnymi podwórkami, żeby w końcu dotrzeć na obrzeża miasta. Wchodzimy w labirynt drewnianych domków, płotów - dzielnica daczy, czy może dzielnica biednych? Nie wiem. Kiedy przed moimi oczyma pojawia się prostokątna, obdrapana tabliczka z napisem «Тэнгэри» zdaję sobie sprawę, że jesteśmy na miejscu. Tengeri – religijna organizacja szamanów rdzennej ludności Zabajkala.
Tuż przy bramie, na terenie stowarzyszenia stoi totem, w kształcie tipi, otulony kawałkami materiałów w wielu odcieniach niebieskiego. Na szczycie króluje żelazny symbol ognia. Właściwie to brakuje tylko kruków i wron, które przyniosłyby złowieszczy krzyk – myślę. Na dość dużej przestrzeni krzątają się ludzie, ustawiając stoliki, przynosząc drobne pożywienie, układając wszystko misternie. Po bokach placu dwie potężne belki oparte o pnie. Z prawej dla mężczyzn, z lewej dla kobiet. Pojedynczy szamani oraz szamanki podchodzą i wieszają swoje obrzędowe stroje, rozbijając wszechpanującą szarość intensywnością i różnorodnością kolorów. Dwie belki powoli nabierają żywych barw. Te kolory przyciągają mój wzrok. Nie mogę się od nich oderwać. Chłonę każdy moment, gdy tkaniny trzepoczą na wietrze. Przygnała mnie tutaj ciekawość – tak przynajmniej mi się zdaje. Z każdą jednak chwilą czuję, że będąc tu, dopełniam moją obecność na Syberii, przekraczając nić mistycyzmu rdzennych narodów. Wszystko, co za chwilę zadzieje się na moich oczach, będzie prawdziwe, niepowtarzalne, będzie tym, co jeszcze na początku tego roku, było niewyobrażalnym. A jednak Jasny Kwiat miała rację. Już wiedziała: do zobaczenia wiosną… Wiosna przyszła, a ja wraz z nią na Obrzęd Otwarcia Bram Niebios.
Buriackie święto – jedno z dwóch najistotniejszych – symbolizuje przebudzenie sił natury, obudzenie się bóstw z zimowego snu. Niebo otwiera się wiosną, gdy pojawia się pierwsza trawa, zaczynają kwitnąć kwiaty, drzewa wypuszczać liście - to znak, że idzie lato. Przestrzeń, na której odprawiane będą modły, przywoływane będą duchy, z tej szarej, zakurzonej, zamienia się w symetryczny, oczyszczony placyk, z tysiącem kolorowych wstążek, strojów, potraw. Wszystko to, by godnie przywitać duchy. Na północnej stronie stoją, sztywno wbite w ziemię, proporce rodów/ klanów szamańskich. Tuż obok malutkie stoliczki, w liczbie odpowiadającej liczbie szamanów. Na każdym podarunki: zioła, mleko, słodkości, wódka, herbata, wszystko co może spodobać się siłom, którym oddawać będzie się pokłon. Przed stolikami, po środku, zebrane w maleńki „gaj”, młode brzozy, święte drzewa, udekorowane wstążeczkami. Cienkie kawałki tkaniny w kolorze białym i niebieskim – to srebro, w kolorze czerwonym i żółtym - złoto. I jeszcze na górze niebieskie, rytualne szale (chadak, хадак) – będące hołdem dla Wiecznego Niebieskiego Nieba. Na pierwszej brzozie, tzw. „ur” (ур) umieszczone trzy małe gniazda. W nich trzy „złote” jajka. Całość ozdobiona wyciętymi, niemal z niewidocznej tkaniny, wyobrażeniami słońca, księżyca, zwierząt (wiewiórka, zając, guran – syberyjski kozioł), dziewcząt. Pomiędzy nimi trzepocze jedwab. U stóp „brzozowego gaju” ołtarz główny; na nim czarny baran, kastrowany, ugotowany. Jego głową, „toole” (тоолэ), jako najcenniejszą część, poświęca się bogom.
Atmosfera powolutku się zagęszcza. Widać coraz bardziej przyspieszone ruchy uczestników wydarzenia. Po prawej stronie stoją mężczyźni-szamani, narzucając na siebie niebiesko-granatowe płaszcze, okrągłe jak słońce talizmany, przekrzykują się między sobą, dzielą się papierosami. Po lewej stronie, energiczniejszej niż ta prawa lecz cichszej, ubierają się kobiety-szamanki. Za chwilę wszyscy razem, podczas swojego buriackiego święta, taylgan – oddadzą cześć bogom.
Twarzą do północy, twarzą do bóstw. W jaskrawo kolorowych strojach obrzędowych, gdzie dominuje niebieski – kolor nieba, szamani wznoszą swoje modlitwy. Za ich plecami, w ciszy i skupieniu wyznawcy czekają na chwilę, gdy duchy zastąpią na ziemię i przyjmą ich prośby. Duchy się budzą, by wysłuchać modlitw o dobrobyt, rozwiązanie życiowych problemów, by przynieść błogosławieństwo na kolejny rok. Trzeba je ugościć, udobruchać. Obudzi się Matka-Ziemia i Ojciec-Niebo. Obudzi ich szamańskie kamłanie – gardłowy śpiew, który dociera do duchów, do 13 Chatow (Хатов), Północnych nojonow (нойонов).
W przestrzeń unosi się dźwięk bębnów. Ten pozorny chaos rozbija złowrogość pochmurnego nieba. Najpierw z nim walczy, by zwyciężyć przy pojawieniu się pierwszych promieni słońca, przebijających się przez ciemne obłoki. Tu wszystko ma znaczenie, wszystko niesie za sobą symboliczną wartość. Wszystko oddaje się bogom. Pod buriackim niebem rozbrzmiewa śpiew. Najpierw cicho, potem coraz głośniej. Z kilkudziesięciu szamańskich gardeł wydobywa się przeszywający dźwięk – kamłanie. Świdruje w uszach, przeszywa. To modlitwa, która dociera do najdalszych zakątków wszechświata, usłyszą ją wszystkie bóstwa, od Uralu do Oceanu Spokojnego. Szaman, szamanka, wchodzą w trans, który pozwala połączyć się z duchami przodków- szamanów, tak aby i oni mogli uczestniczyć w rytuale, będąc jednocześnie wspierającymi opiekunami. Wszyscy proszą, by przekazać bóstwom prośby, modlitwy i podziękowania. Kamłanie przywołuje 13 Chatów, pojawiających się po kolei wśród wiernych. Na koniec przychodzi najwyższy chat – Buh Nojon (Бух Нойон). Jego przyjście obrazuje długi taniec jednego z szamanów. W transie przemierza on cała przestrzeń świętego miejsca, prosząc o zgodę na ugoszczenie pozostałych bóstw. Biega niemal jak oszalały z jednego końca placu na drugi, wywołując czasem trwogę wraz z zachwytem. A gdy już Buh Nojonowi uda się przebłagać duchy - zapłonie święty brzozowy „gaj”, a szamani czytać będą modlitwy na szczęście.
Wierzący pochylają swoje ciała, by przyjąć błogosławieństwo. Skłaniam więc głowę i ja, próbując pojąć to, co wydarza się na moich oczach. Skłaniam głowę, choć nie umiem uwierzyć. Przymykam powieki i gdy nie oczekuję już niczego, na moich plecach czuję dotknięcie szamańskiej laski. Przez ciało przechodzi nieznany dotąd prąd, energia, która przez ostatnich kilka godzin wirowała w niepojęty sposób w powietrzu.
Gdy do śmiertelników zstąpią duchy, gdy wysłuchają próśb, chętnie też się posilą. Bryzga się więc mlekiem, herbatą, wódką, rozrzuca ciastka, cukierki na wszystkie strony świata. Na koniec, szamani proszą o błogosławienie dla swojego ludu. Proszą duchy zachodu, wschodu, północy, południa, nieba i ziemi.
W instrukcji dotyczącej przygotowania do obrzędu można przeczytać: „Przynieść szamanom mocną, czarną herbatę z mlekiem, zaparzoną z rana. Na talerzu ładnie ułożyć ciastka, cukierki i masło. Kupić niedużą butelkę wódki i mleko. Przynieść ze sobą listę przyjaciół i bliskich- wszystkich, za których człowiek chce się pomodlić i uiścić opłatę za obrzęd u szamana.”
Stoję na środku placu w Tengeri, w Ułan Ude. Patrzę na otwarte niebo nade mną, na słońce, które promieniami oświetla przestrzeń dookoła. Kiedy wyjdę za drewnianą bramę podniesie się silny wiatr.
Konsultacja: dr Veronika Belyaeva-Saczuk.
Materiał publikowany w naukowym periodyku Instytutu im. Jerzego Grotowskiego, Szamani, szeptuchy i psychodeliczne pająki, 14/2017.
Podczas naszych tegorocznych wycieczek odwiedzimy Buriację, a niektóre z wyjazdów popilotuje Agnieszka.
Będziemy tam jadąc pociągiem Kolei Transsyberyjskiej i eksplorując Bajkał. Zapraszamy!
Autorką reportażu jest Agnieszka Kaniewska. Politolożka, rosjoznawczyni, doktorantka Uniwersytetu Wrocławskiego i absolwentka Moscow School of Civic Education. Bada losy Polaków na Syberii w XIX i XX w. oraz analizuje zachowania wyborcze we współczesnej Rosji. Na Wschód jeździ od 18 lat, przez trzy mieszkała w Rosji, badając historię Polaków oraz poznając zwyczaje lokalnych społeczności. Prowadzi projekt "Syberyjski Białystok" - odbudowa spalonego kościoła w polskiej wiosce Białystok pod Tomskiem.