Banat, czyli opowieści z czeskich wsi w Rumunii
Rozpoczyna się kolejny rok rolniczy
– Panie nauczycielu, przepraszam za spóźnienie! Musiałam zaprowadzić krowę na pastwisko.
– Kiedy z tymi słowy do klasy przybiega zdyszana, jedenastoletnia dziewczynka w jeansach i adidasach, trudno się na nią gniewać. Staram się w takich sytuacjach zachowywać z powagą. – W porządku, zdarza się. – Zarazem jednak nie potrafię powstrzymać się od śmiechu pomieszanego z zachwytem. Takie podejście do życia na roli znam tylko z opowieści swojego dziadka. Jeszcze rok temu nie uwierzyłbym, że sam tego doświadczę.
Tekst: Alexandr Gajdzica
Z języka czeskiego przełożyła: Katarzyna Dudzic-Grabińska
Przyjechaliśmy tu na kilka lat. Chałupę z ogrodem wynajmujemy. Nasz dom jest w Czechach, pobyt tu wciąż jest dla nas odrobinę egzotyczną przygodą. Jednak gdy każdy dzień spędza się z ludźmi ze wsi, pradawny porządek cyklicznego roku rolniczego wchodzi człowiekowi w krew. Kiedy tu przyjechaliśmy latem, owoce właśnie dojrzewały. Każda rodzina ma drzewa owocowe w sadzie i winorośl w ogrodzie. Coś się odłoży na później, coś zagotuje do słoików, ale większość będzie fermentować w beczkach. Następnie, jak zrobi się chłodniej, przed domami pojawi się kilka ściętych dębów – takich, jakich są tu pełne lasy. Co ciekawe, wokół wsi zwanej Doliną Cisów nie rośnie ani jeden cis, za to dębów jest od groma. Mężczyźni i kobiety świetnie radzą sobie z siekierą i piłą spalinową, którą nazywają tu „drużba”. Słowo to miejscowi przejęli z rumuńskiego, pochodzi od nazwy sowieckiej piły, o której opowiada się tu legendy. Każdy potrzebuje drewna. W nowocześniejszych domach pali się nim w kotle, ale większość ludzi ma w izbach piece kaflowe. Drewno jest też niezbędne do palenia pod destylatorem. Z szop i budek obok domów zaczyna się kopcić, a w destylatorach znikają tony owoców – węgierek, mirabelek, śliw tarnin. Potem przychodzi coś, na co wszyscy nie mogą się doczekać przez cały rok. Zima. Nic nie rośnie, zwierzęta nie wymagają wiele, co najwyżej trzeba odgarnąć śnieg, którego w ostatnich latach było tu równie mało, co na całym ocieplającym się świecie. Wieś cichnie. Nadchodzi czas korzystania z owoców wykonanej pracy.
No dobrze, może nie było aż tak idyllicznie. Przede wszystkim kombinowaliśmy, jak lawirować wśród chaotycznych działań rządu i jak prowadzić nauczanie online w miejscu, gdzie jedyny dostęp do internetu zapewnia dosyć kapryśne 4G. Ale koniec końców nawet sławetna rumuńska administracja państwowa zapanowała nad sytuacją lepiej niż czeskie władze i nasza mała klasa znów jest otwarta. Szkoda, że czescy uczniowie i nauczyciele nie mogą tego powiedzieć.
Teraz na zboczach kwitną już krokusy, pierwiosnki i przebiśniegi. Ziemia budzi się ze snu i rozpoczyna się kolejny rok rolniczy. Nasz gospodarz, Joži, spytał mnie mimochodem, czy posadzę ziemniaki białe czy czerwone i poradził, żebym poszedł do Edgara, do sklepu, bo właśnie je przywieźli. W życiu niczego nie sadziłem, ale w tym roku zdecyduję się na białe.
Alexandr Gajdzica jest nauczyciełem szkoly podstawowej we wiosce Eibenthal (Tisowa Dolina) w rumuńskim Banacie i dla magazynu Mlady Svet pisze blog z życia w wiosce na europejskiej peryferii.
Do Banatu jeździmy kilka razy w roku, na krótkie, acz bardzo treściwe wycieczki :-)
Trekkingowe, rowerowe, majówki, banackie święta i ciekawe wydarzenia.
Sprawdź jakie mamy wycieczki do rumuńskiego Banatu i dołącz do nas!